Kiedyś chodziłam na spacery i to nie te trwające zaledwie 30 min czy krótki spacerek wprost do świątyni edukacji, gdzie to z tego co słyszałam mamy się czegokolwiek nauczyć, ale te kilkugodzinne, pełne rozmyślań nad sensem życia i teorii rozszerzalności wszechświata. Nie były to spacery z przysłowiową drugą połówką, przyjaciółką czy chociażby z psem, nie, samotne spacery. To te spacery wsród jeszcze zielonych od liści drzew, blasku zachodzącego słońca, w rytmie ulubionej muzyki zazwyczaj mocno dołującej bądź zespołów typu Rozbujane Betoniary. Lewa, prawa, lewa...Stop. Na chwilę się zatrzymajmy, nie wydaję się Wam to naciągane? Wszystko brzmi jak zupełnie wyidealizowany poemat rodem z tomika wierszy jakiegoś wiecznie natchnionego poety epoki romantyzmu. I w sumie każda osoba, która tak pomyślała ma rację.
Parę godzin. Sam na sam ze sobą. Nikogo kto mógłby Cię wciągnąć spowrotem do szarego świata przepełnionego brudem i dymem. Ac ten krakowski smog, już dotarł chyba wszędzie. Tylko ty i alternatywna rzeczywistość, zabawne do czego jest zdolna ludzka wyobraźnia. W swoim małym spacerowym światku umieszczasz wszelakie problemy, tworząc scenariusze jak możnaby to wszystko rozegrać aby nie wyjść z ringu z więcej niż tylko zadrapaniem. Podczas tych paru godzin potrafiłam rozwiązać każdy problem, a teraz? Teraz gubię się na dobrze znanych mi ścieżkach.
Parę godzin. Sam na sam ze sobą. Setki opcji w którą stronę pójść. Mogę iść prosto przed siebie chodnikiem, albo przejść przez tory i wejść w osiedle wieżowców lub mogę przejść przez ogrodzenie i znaleźć nową ścieżkę. To takie proste odnaleźć nowy szlak, prawda?
Tylko uważaj żeby w coś nie wdepnąć...
W pewnym momencie, gdzieś koło 4km, łapiesz się na tym, że w Twojej głowie pojawia się nowe życie, sytuacje, w których zachowałeś się zupełnie inaczej niż było to naprawdę, bo sam zdajesz sobie sprawę, że odrzucając kogoś, przestając starać się, popełniasz ogromny błąd.
Sam na sam ze sobą. Kilka chwil a jednak wszystko może się zmienić, co jeszcze zabawniejsze te parę kilometrów podczas, których poziom baterii w telefonie spada o połowę, nie raz sprawiały, że zawracałam z wcześniej obranej ścieżki. Wolałam to robić w taki sposób niż radzić się wszystkich dookoła, uważałam to za idiotyzm. Zresztą o czym ja w ogóle mówię, dalej tak uważam. Człowiek sam potrafi przeskanować wszystkie opcje i ich konsekwencje, więc dlaczego ma się pytać kogokolwiek o cokolwiek. No tak, bo ten cały wyidealizowany światek jest stworzony pod sytuacje z realnego świata z udziałem tych oto ludzi.
Kiedyś chodziłam na spacery. Nie te krótkie, wesołe, z przyjaciółmi. Na te długie, męczące i przyprawiające o ból głowy od natłoku myśli. To zabawne jak parę miesięcy może wszystko zmienić, teraz wystarcza mi godzina biegania albo 2 porządnego treningu. Tyle wystarczy żeby wszystko ułożyć w całość. Prawda jest taka, że decyzje, czy te małe czy duże wcale nie są trudne do podjęcia, wystarczy znajomość siebie, ale nie każdy potrafi sam sobie ze wszystkim poradzić.
Kiedyś chodziłam na spacery. Kiedyś zdzierałam sobie pięści. Kiedyś co chwilę miałam skręcony nadgarstek od wspinania się na murki. Kiedyś potrafiłam spędzić cały dzień z ołówkiem w ręce, nie ruszając się nawet o milimetr. Kiedyś masakrowałam kółka w rolkach. Ostrzyłam łyżwy co miesiąc. Zapisywałam tysiące kartek.
A w tym momencie zastanawiam się tylko nad jednym...
Czy nie pierdolić tego wszystkiego i nie wyjechać w Bieszczady.
Parę godzin. Sam na sam ze sobą. Nikogo kto mógłby Cię wciągnąć spowrotem do szarego świata przepełnionego brudem i dymem. Ac ten krakowski smog, już dotarł chyba wszędzie. Tylko ty i alternatywna rzeczywistość, zabawne do czego jest zdolna ludzka wyobraźnia. W swoim małym spacerowym światku umieszczasz wszelakie problemy, tworząc scenariusze jak możnaby to wszystko rozegrać aby nie wyjść z ringu z więcej niż tylko zadrapaniem. Podczas tych paru godzin potrafiłam rozwiązać każdy problem, a teraz? Teraz gubię się na dobrze znanych mi ścieżkach.
Parę godzin. Sam na sam ze sobą. Setki opcji w którą stronę pójść. Mogę iść prosto przed siebie chodnikiem, albo przejść przez tory i wejść w osiedle wieżowców lub mogę przejść przez ogrodzenie i znaleźć nową ścieżkę. To takie proste odnaleźć nowy szlak, prawda?
Tylko uważaj żeby w coś nie wdepnąć...
W pewnym momencie, gdzieś koło 4km, łapiesz się na tym, że w Twojej głowie pojawia się nowe życie, sytuacje, w których zachowałeś się zupełnie inaczej niż było to naprawdę, bo sam zdajesz sobie sprawę, że odrzucając kogoś, przestając starać się, popełniasz ogromny błąd.
Sam na sam ze sobą. Kilka chwil a jednak wszystko może się zmienić, co jeszcze zabawniejsze te parę kilometrów podczas, których poziom baterii w telefonie spada o połowę, nie raz sprawiały, że zawracałam z wcześniej obranej ścieżki. Wolałam to robić w taki sposób niż radzić się wszystkich dookoła, uważałam to za idiotyzm. Zresztą o czym ja w ogóle mówię, dalej tak uważam. Człowiek sam potrafi przeskanować wszystkie opcje i ich konsekwencje, więc dlaczego ma się pytać kogokolwiek o cokolwiek. No tak, bo ten cały wyidealizowany światek jest stworzony pod sytuacje z realnego świata z udziałem tych oto ludzi.
Kiedyś chodziłam na spacery. Nie te krótkie, wesołe, z przyjaciółmi. Na te długie, męczące i przyprawiające o ból głowy od natłoku myśli. To zabawne jak parę miesięcy może wszystko zmienić, teraz wystarcza mi godzina biegania albo 2 porządnego treningu. Tyle wystarczy żeby wszystko ułożyć w całość. Prawda jest taka, że decyzje, czy te małe czy duże wcale nie są trudne do podjęcia, wystarczy znajomość siebie, ale nie każdy potrafi sam sobie ze wszystkim poradzić.
Kiedyś chodziłam na spacery. Kiedyś zdzierałam sobie pięści. Kiedyś co chwilę miałam skręcony nadgarstek od wspinania się na murki. Kiedyś potrafiłam spędzić cały dzień z ołówkiem w ręce, nie ruszając się nawet o milimetr. Kiedyś masakrowałam kółka w rolkach. Ostrzyłam łyżwy co miesiąc. Zapisywałam tysiące kartek.
A w tym momencie zastanawiam się tylko nad jednym...
Czy nie pierdolić tego wszystkiego i nie wyjechać w Bieszczady.